sobota, 26 lipca 2014

"Once is a mistake, twice is a habit..."


Justin’s POV:

            Poranek nie należał do przyjemnych… z wielu względów. Połączenie alkoholu i papierosów nigdy nie wychodziło mi na dobre. Przenikliwy ból rozsadzał mi głowę. Ciepłe promienie słoneczne, wpadające do sypialni przez duże okno, tylko pogarszały sprawę. Sięgnąłem po szklankę wody stojącą na stoliku nocnym, ale nawet cała jej zawartość nie pomogła ugasić suszy panującej w moim gardle. Scenariusz całego wczorajszego dnia układał mi się w głowie. Nie chciałem o tym myśleć. Nie miałem zamiaru analizować tego co powiedziała mi Blair, ale mimowolnie to robiłem. Ta dziewczyna w barze, ta jej błękitna sukienka …STOP! „Głupi jesteś, Bieber” – skarciłem się w myślach i zerwałem z łóżka. Może prysznic pomoże.
Przed wyjściem z domu zerknąłem na telefon : 3 nieodebrane połączenia od Josha – będę musiał dać mu znać, że żyję, 5 nieodebranych od Toma – będę musiał sprawdzić czy w firmie wszystko okey, 1 nieodczytany sms od zastrzeżonego numeru. Otworzyłem spodziewając się jakiejś reklamy :

„Róg Madison Ave i 60th St. Bądź tam o 15:00. Ci, którzy mnie ignorują, źle kończą”

Wpatrywałem się tępo w sms’a. Nie miałem zielonego pojęcia, kto mógłby być jego nadawcą. Tak właściwie to sam nie byłem pewny czy chcę go poznać.


Amy’s POV:

Siedziałam w wygodnym fotelu w rogu zatłoczonej kawiarni i tępo wpatrywałam się w przestrzeń. Ręka z piórem zawisła nieruchomo nad, do połowy zapisaną, kartką. Próbowałam dogonić pędzące myśli i ubrać je w słowa, ale dwa stojące obok mnie puste kubki świadczyły o tym, że nie idzie mi to zbyt sprawnie.

Niełatwo jest pisać o czymś co nigdy nie miało wyjść na jaw. Nigdy nie miałeś tego przeczytać, nigdy nie miałeś się dowiedzieć, nigdy, nigdy, nigdy… Sekret. Słowo niosące ze sobą obietnicę. Tajemnicy trzeba dotrzymać, inaczej znika bezpowrotnie. Słowa raz wypowiedziane nie mogą zostać cofnięte. Jakie to proste, prawda?!

- Prawda – z zamyślenia wyrwał mnie męski głos. Błyskawicznie uniosłam wzrok równocześnie zgniatając kartkę w dłoni.
- Justin?! – nie próbowałam nawet ukryć zaskoczenia. Chłopak stał nade mną z lekkim rozbawieniem obserwując moją reakcję.
- Pochlebia mi, że zapamiętałaś moje imię, Amy – rozsiadł się w fotelu naprzeciwko. Podobnie jak poprzednio, pewności siebie mu nie brakowało.  Świdrował mnie wzrokiem tak intensywnie, że zaczynało mi się robić duszno.
- Nie będę pytać co tutaj robisz i jak mnie znalazłeś – odparłam wkładając sporo energii w to by go zignorować.
- A więc uważasz, że moim jedynym celem życiowym jest namierzanie Cie i uprzykrzanie Ci życia?! – zapytał nie kryjąc rozbawienia.
Cholera jasna. Świetnie! Po prostu cudownie! Teraz wyszłam na zapatrzoną w siebie księżniczkę niedopuszczającą do siebie myśli, że istnieje jakiś świat za murami jej różowego królestwa. Oczywiście, że on ma na głowie milion innych spraw. Pewnie umówił się tu z jakąś blond pięknością a podszedł się przywitać z grzeczności. Jęknęłam w myślach uświadamiając sobie jaką jestem idiotką.
- Nie zaczyna się zdania od „a więc…” – powiedziałam tylko z przekąsem starając się zachować twarz.
Uśmiechnął się tylko i powoli, jakby z ociąganiem podniósł się z fotela. Podążyłam za jego wzrokiem. Przez ciężkie, drewniane drzwi właśnie weszła wysoka blond włosa dziewczyna o idealnie wyprofilowanej sylwetce. Odgarnęła grzywkę opadającą na duże niebieskie oczy, które przeczesywały pomieszczenie w poszukiwaniu czegoś lub kogoś. Zatrzymała wzrok na moim niechcianym towarzyszu i lekko się uśmiechnęła.
- Nie będę Ci dłużej przeszkadzał – oderwał wzrok od pięknej blondi, tak, tak, wiem że nie powinna mi działać na nerwy a jednak, i skupił go na mnie. Zniknęło rozbawienie i wesołe iskierki tańczące w jego oczach – Do zobaczenia – jego wzrok stał się lodowaty a szczęka napięta. Odwrócił się i ruszył w stronę dziewczyny. Stałam wpatrując się w nich dopóki nie zniknęli za rogiem pomieszczenia.

Justin’s POV:

- Twoja zaskoczona mina w pełni mnie satysfakcjonuje. Mam nadzieję, że się nie masz mi za złe tego spontanicznego spotkania?! – wypełnione słodyczą słowa Blair brzmiały prawie przyjaźnie… prawie.
- Mogłaś się podpisać. Wiedziałbym, że mam nie przychodzić – odparłem patrząc przez okno na zabieganych ludzi pędzących ulicami Manhattanu.
- Nie bądź niegrzeczny, Bieber – teraz jad był wyraźnie wyczuwalny w jej słowach – wbrew temu co sobie myślisz w tej małej, ślicznej główce, próbuję Ci pomóc.
- Doprawdy?! O nic Cie nie prosiłem! Wciskasz mi jakąś ściemę…
- Ściemę?!  - bezczelnie mi przerwała- To, że ściągnęłam Cie tutaj, podczas, gdy Twoja piękna Amy siedzi kilka stolików dalej i popija waniliowe latte jest najlepszym dowodem na to, że to nie ściema! Lepiej mnie posłuchaj bo to co powiedziałam Ci wczoraj o Waszej znajomości to dopiero początek…

Amy’s POV:

            To był jeden z tych dni, kiedy Jasmine była w swoim żywiole. Stół niemal uginał się pod ilością przekąsek i kolorowych, finezyjnych drinków. Nick, otrzymawszy takie polecenie, przywieszał właśnie pęki kolorowych balonów zwieńczając dzieło kolorowymi wstążkami serpentyn. To nie był wymarzony scenariusz spędzania moich 20 urodzin, ale muszę przyznać, że doceniałam ich wysiłki i cieszyłam się razem z nimi. Stałam oparta o framugę i z uśmiechem przyglądałam się poczynaniom przyjaciół.
- Kiedy powiedziałam Ci, że „nie jesteś nam tu potrzebna” miałam na myśli przygotowania a nie samą imprezę. Zrób się lepiej na bóstwo bo Cie nie wypuszczę do gości! – Jasmin pokazała mi  język i zabrała się za wbijanie świeczek w tort.
Posłusznie odwróciłam się na pięcie by stawić czoła mojej szafie. Kolekcja sukienek jeszcze z metkami była całkiem pokaźna. Ostatnio rzadziej miałam okazję w nich chodzić, bo od zerwania z Tomem unikałam randkowania i eventów. Chwyciłam za wieszak z krótką sukienką od Aleksandra Wanga – prosto i seksownie. Dobrałam buty i biżuterię. Jeszcze tylko lekki makijaż…Hm…tylko gdzie jest mój ulubiony błyszczyk?! Obróciłam torbę do góry nogami i pozwoliłam jej zawartości wysypać się na podłogę. Mnóstwo kartek, jeszcze więcej kartek i błyszczyk…ale zaraz, co to za karteczka?! Podniosłam ją razem z błyszczykiem, był na niej numer telefonu i jedynie jeden wyraz  „S.O.S”. Jakim cudem to się tu znalazło?!
- Amy! Goście! – moje rozmyślania przerwał krzyk Jasmine. Odłożyłam karteczkę na stolik i szybko przeciągnęłam usta błyszczykiem. Wyszłam z pokoju zostawiając tą sprawę na później.
Przez następne pół godziny goście schodzili się przynosząc kwiaty i prezenty a ja zajęta byłam witaniem ich i przyjmowaniem życzeń. W końcu impreza mogła się rozpocząć na dobre. Głośna muzyka, tort i świeczki, duże ilości szampana – świetnie się bawiliśmy tańcząc, śmiejąc się i rozmawiając.

- Słyszeliście dzwonek do drzwi? – Jamine wyłoniła się z kuchni próbując przekrzyczeć muzykę. Natychmiast ktoś sięgnął do odpowiedniego pokrętła i dźwięk ucichł. Teraz faktycznie usłyszeliśmy dzwonek. W rytm piosenki, która ponownie rozbrzmiała w pokoju ruszyłam do drzwi. Uśmiech zniknął mi jednak z twarzy, kiedy je otworzyłam.

***
Po pierwsze :
Nareszcie jest nowy, cudowny szablon! A wszystko dzięki autorce tego bloga, na którego Was serdecznie zapraszam i gorąco polecam : http://www.love-choice.blogspot.com/

Po drugie :
Nikt nie komentuje. Zastanawiam się, czy ktoś tu zagląda?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz